Archiwum 07 lipca 2014


lip 07 2014 :(
Komentarze (0)

Jak ja mam żyć? wczoraj usłyszałam, że czas zaczął działać. Nie na mnie. Stoję w miejscu, staram się nie płakać przy niej żeby nie widziała a nocami zalewam całą poduszkę. Chcę być twarda ale nie mogę.Wiem, że ona ma cel w życiu i jak widać jest w stanie nawet poświęcić naszą miłość ale nie ja. Dlaczego musimy rezygnować z takiego uczucia? Choćby dziś jestem w stanie się spakować, zabukować bilet i uciec przed całym światem. Zacząć życie od nowa w innym otoczeniu. Ale ona nie, boi się świata i ludzi. Jestem w stanie zrobić wszystko, porzucić rodzinę, odciąć się jakby było trzeba. Taką miłość spotyka się raz w życiu i jak ja mam ją stracić? Wszystko by było normalnie gdyby nie pani psycholog, która rozjebała mi życie.

Jak tylko powiedziała mi, że chodzi do psychologa wiedziałam, ze to się źle skończy. Niby taka tolerancyjna a sprowadziła tylko do jednego. Książkowego modelu rodziny. A Kasia łyknęła. Tyle ludzi żyje jak chce a ja miałabym się przejmować co inni powiedzą? to moje życie i moje szczęście. Ja nie muszę chodzić za ręke, całować się i Bóg wie co. Ale świadomość, że jest moja, ze mną, daje mi największe poczucie bezpieczeństwa. Nawet jakby dziecko pojawiło się w jej życiu, jestem przekonana, ze dało by się to jakoś pogodzić. Mogłabym mieszkać blok obok, mogła by do mnie przychodzić, były byśmy razem, nic by się nie zmieniło, tylko mieszkały byśmy osobno ze względu na dziecko jak już tak bardzo chce. mogła bym tak żyć. Z doskoku ale by była. Tyle, że ona nie chce. Nie mogę zrozumieć jak to wszystko się stało. Jestem uzależniona od niej. Od jej uśmiechu, od jej bliskości.

Na prawdę nie wiem jak żyć, nie chcę żyć. Nie potrafię się z tym pogodzić i nawet nie chce, Czemu serce nie chce myśleć tak jak rozum. Bo ja to rozumiem ale moje serce jest przy niej. Jak mam patrzeć jak sie z kimś umawia? to wogole doprowadza mnie do szleństwa. Ona myśli, że dam radę. Ale to jest chyba poza granicami moich emocji.Nie chce mnie stracić bo będe jej przyjaciółką, ale mnie to nie pociesza, kompletnie. Na prawdę było by lepiej jakby mnie nie było. Ułożyła by sobie życie w spokoju, miała dziecko i żyła szczęśliwie bo  zasługuje na to a ja jestem tylko kulą u nogi, na którą musi patrzeć. Nie chcę żyć, nienawidze takiego życia. Teraz żyję mechanicznie, nie mam do kogo wracać, dla kogo zarabiać, Jestem tylko ja. Zrozpaczona. I wiem , że sama sobie z tym nie poradzę, jestem o tym przekonana ale jakakolwiek rozmowa z psychologiem czy z kimś nie ma sensu bo nawet słowa z siebie nie wyduszę bo zaleję się płaczem. Nie wiem tylko czy mam na tyle odwagi żeby skończyć swoje życie. Teraz jeszcze nie ale wiem, że przyjdą gorsze momenty jak zacznie sie z kimś spotykać. Trafi to prosto w moje serce, zabije mnie od środka a od zewnątrz ja.

darlunia